Dzieci szczęścia
Opanował szybko pierwsze wzruszenie; płomień, który przebiegł po jego twarzy — znikł.
W jednej chwili zrozumiał położenie, zmierzył zimnem, pogardliwem wejrzeniem tę kobietę, którą niegdyś kochał szalenie, tego człowieka, którego propozycyę dziś zrozumiał w
zupełności, i odwrócił się, nie czując w obowiązku nawet zaszczycić ich najlżejszym ukłonem.
Ona stała, jakby gromem rażona, przed oczyma obecnych, służby hotelowej, kryjącej lekceważące uśmiechy pod maską urzędowej powagi, gdy prezes, oprzytomniawszy pierwszy,
pociągnął ją w głąb hotelu.
Wpół martwa, dała powodować sobą. Wprowadził ją na wschody do salonu, który łączył ich pokoje.
Przez roztwarte na oścież drzwi balkonu wpływały fale powietrza, i złoty księżyc, żeglując w pełni po szafirze nieba, zaglądał w okna, wy-
cięte w maurytańskie ostrołuki,
i słał na ziemi słupy światła.
Marcela weszła tu automatycznym krokiem. Usta jej były ścięte, tylko widać było w jej oczach rozszerzonych osłupienie rozpaczy.
Tak stała przez chwilę, nagle błysnęła w jej głowie myśl jakaś; złożyła ręce i załamała je nad czołem.
Prezes przeklinał sam siebie, iż nie dowiedział się naprzód, kto mieszka w hotelu, iż nie miał Czerczy na oku i nie kazał go śledzić.
Przychodziło mu na myśl, że on przedsięwziął tę podróż umyślnie, ażeby urągać jej i jemu.
W innej chwili byłby zmusił każdego do uszanowania kobiety, której ramię podał, ale tu lękał się wywołania skandalu.
Znał dość Czerczę, aby wiedzieć, że był to człowiek zdeterminowany na wszystko, któremu nawet miliony, jakie on posiadał, nie zdołały zaimponować, i wrzał tłumionym gniewem,
a wrzał tem więcej, im bardziej Marcela była zgnębiona tem spotkaniem.
Stała teraz przy gotyckiem oknie, odcinając się czarno na tle lazurów, w postaci podobnej do posągu boleści, piękna, jak marzenie.
— Marcelo!
<<Poprzednia 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | 6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 32 | 33 | 34 | 35 | 36 | 37 | 38 | 39 | 40 | 41 | 42 | 43 | 44 | 45 | 46 | 47 | 48 | 49 | 50 | 51 | 52 | 53 | 54 | 55 | 56 | 57 | 58 | 59 | 60 | 61 | 62 | 63 | 64 | 65 | 66 | 67 | 68 | 69 | 70 | 71 | 72 | 73 | 74 | 75 | 76 | 77 | 78 | 79 | 80 | 81 | 82 | 83 | 84 | 85 | 86 | 87 | 88 | 89 | 90 | 91 | 92 | 93 | 94 | 95 | 96 | 97 | 98 | 99 | 100 | 101 | 102 | 103 | 104 | 105 | 106 | 107 | 108 | 109 | 110 | 111 | 112 | 113 | 114 | 115 | 116 | 117 | 118 | 119 | 120 | 121 | 122 | 123 | 124 | 125 | 126 | 127 | 128 | 129 | 130 | 131 | 132 | 133 | 134 | 135 | 136 | 137 | 138 | 139 | 140 | 141 | 142 | 143 | 144 | 145 | 146 | 147 | 148 | 149 | 150 | 151 | 152 | 153 | 154 | 155 | 156 | 157 | 158 | 159 | 160 | 161 | 162 | 163 | 164 | 165 | 166 | 167 | 168 | 169 | 170 | 171 | 172 | 173 | 174 | 175 | 176 | 177 | 178 | 179 | 180 | 181 | 182 | 183 | 184 | 185 | 186 | 187 | 188 | 189 | 190 | 191 Nastepna>>